W tym sezonie mamy plagę kleszczy. Mali krwiopijcy przenoszą wiele schorzeń zakaźnych z których ludzie najbardziej boją się boreliozy. Choroba fascynuje media (jak każde zagrożenie). Szum informacyjny sprzyja tworzeniu się mitów, przeinaczaniu faktów a nawet wymyślaniu domorosłych metod terapeutycznych. A przecież jest to choroba dobrze rozpoznawalna w medycynie ze skutecznymi sposobami leczenia.
A jednak obraz chorobowy może zaskoczyć nawet doświadczonego diagnostę. Ostatnio w moim gabinecie pojawiła się czterolatka, przysłana do mnie przez lekarza chorób zakaźnych, który stanowczo i na piśmie wykluczył boreliozę jako przyczynę obecnych licznych zmian skórnych. Te zmiany pojawiły się po kilkudniowej gorączce, przed którą kilka dni wcześniej mama usunęła kleszcza (miejsce po ugryzieniu było już zagojone). Stan ogólny dziecka była bardzo dobry. Jako dermatolog również podejrzewałam inny typ rumienia np. związany z podawanymi lekami przeciwgorączkowymi, ale na wszelki wypadek poprosiłam mamę o wykonanie testów po 8 tygodniach od chwili ukąszenia, bo dopiero wtedy wynik testu jest w pełni wiarygodny. Jednak mama wiedziona niepokojem wykonała testy na boreliozę z krwi już po 2 dniach. Okazały się być silnie dodatnie zarówno w klasie IgM (wskazującej na wczesne zakażenie) jak i w klasie IgG (wskazującej na zakażenie późne – te przeciwciała narastają dopiero po kilku miesiącach). Szok i niedowierzanie. Jedyne podejrzenie jakie można wysunąć to zakażanie się przez dziecko już w zeszłym sezonie bezobjawowo. Drugie, niedawne ukąszenie być może tylko sprowokowało wysiew zmian skórnych. Zmiany były liczne, rozsiane i nietypowe dla rumienia wędrującego.
Chciałabym podkreślić, że bardzo wiele osób dorosłych ma we krwi przeciwciała IgG, wskazujące na to, że kiedyś zetknęli się z Borrelią. Część przypadków niewykrytej niskoobjawowej choroby leczy się niejako przy okazji brania antybiotyku z powodu innego schorzenia np. anginy. Jednak mimo wyleczenia choroby przeciwciała utrzymują się dalej w organizmie całe lata, a nawet do końca życia. Tutaj mamy pewność, że ta urocza czterolatka od urodzenia nie miała potrzeby leczenia żadnym antybiotykiem. Teraz czeka ją co najmniej miesięczna kuracja pod okiem lekarza chorób zakaźnych dzieci. Ja pozostanę w kontakcie z jej mamą, aby dalej śledzić ten nietypowy i interesujący przypadek. Mam nadzieję na całkowite wyleczenie.